Kacyk w Polsce

Kacyk w Polsce

Kacyk poza kontrolą

Te są chyba w rękach służb, a nie pracowników uniwersytetu. Pytanie jest jednak takie. Komu opłaca się to kontrolować, gdy interesy kontrolujących i kontrolowanych są wspólne?

Ze smutkiem muszę powiedzieć, że widać to po ostatnich wypadkach w PSL-u. Kiedy czytam, jak zatrzymany poseł awanturuje się z policją i krzyczy, że nie mogą go dotykać, bo on zna posła Burego i ich załatwi, to w jego przekonaniu, że może to zrobić, widzę kwintesencję tego, jak takie układy działają. Ci, którzy mogliby z tym coś zrobić, bardzo często w nich uczestniczą.

Ci, którzy chcieliby z nimi coś zrobić, są bardzo często za słabi.

Taka kontrola jest też rolą mediów. Jednak media lokalne są słabe i zależne.

Zależą od pieniędzy z urzędów. Jak można się spodziewać, że redaktor gazety, która, żeby przeżyć, potrzebuje pieniędzy od gminy, będzie pisał coś obiektywnego? Wprawdzie przybywa niezależnych mediów, przede wszystkim w sieci, ale wciąż nie mają wystarczającej siły. Media są ważne, ale sprawa dotyczy nie tylko ich. W takich układach potrafią uczestniczyć komendanci policji, prokuratorzy, ba, zdarza się, że sędziowie. Tutaj bym się zgodził z teorią PiS, który mówi, że państwo jest za słabe. Nie radzi sobie z zapobieganiem takim patologiom.

Jest też problem z kompetencjami w lokalnych urzędach. Przy czym chciałbym z całą mocą podkreślić, że nie chodzi o wszystkich – jest tam wielu ludzi, którzy robią fantastyczną robotę. Jednak zaryzykowałbym stwierdzenie, że większość stanowią ludzie za słabo przygotowani, by realizować interesy przypisane do pozycji. Powodem jest to, jak się tam zatrudnia. Przyjmuje się, bo ktoś kogoś zna. Albo należy do „rodziny”. W socjologii mówimy o „brudnym kapitale społecznym”.

Doskonałym przykładem tego, jak on działa są południowe Włochy.

Ciekawa dygresja. Włochy to kraj, który pokazuje się jako przykład miejsca, gdzie te same rozwiązania instytucjonalne przynoszą na północy i południu skrajnie różne efekty. Czy u nas jest tak jak w okolicach podeszwy włoskiego buta? Ludzie psują dobre instytucje?

Moim zdaniem samorząd jest przereklamowany. Z całą pewnością wielką bolączką jest jego nadmierne upolitycznienie, które przenosi chorobę polityki w dół. Nawet jeżeli wójt jest bezpartyjny, to musi się liczyć z realiami w powiecie lub województwie i zawsze musi się wpisać w jakiś układ. Opozycyjny – licząc, że jak się zmieni, to będzie przy przysłowiowym „korycie”, lub rządzący. Byłem świadkiem rozmów po wyborach samorządowych, gdzie nowa ekipa bez żadnego skrępowania mówiła, że teraz jest ich czas i muszą sobie odbić poprzednie kilka lat.

Opłaca się mieć zły samorząd? Zdaje się to wyglądać tak, że dobry wójt spoza układu nie może liczyć na środki, na które może liczyć zły, ale z układu. Taki system musi korumpować.

To doskonale widać na poziomie dyrektorów departamentów w administracji wojewódzkiej. Dobrych menedżerów się bezczelnie wyrzuca – zaburzają przepływy i ułożony porządek rzeczy. Wartościowi ludzie nie mogą tego znieść i uciekają do biznesu. Jest ich coraz więcej. Inni zakładają, że zrobią, ile się da, w warunkach, w których nieustannie trzeba kopać się z koniem.

To nie wszystko. Dużo się mówi, że to była udana reforma. Powiedziałbym jednak: zobaczcie na budżet. Żyjemy na kredyt. Trochę jak w okresie gierkowskim, który był genialny, bo żyliśmy za pożyczki. Teraz też wielu wójtów osiąga sukcesy dzięki zadłużaniu gmin. Pożyczają nawet w parabankach, co prowadzi do bankructwa. Zawsze należy pytać, jakie są koszty zmiany na lepsze?

Da się wydać, to się wydaje

Pytanie o koszty zasadniczo należy chyba do tych, które padają zbyt rzadko.

Ja mam przykład z własnego podwórka. Chodzi o świetlice wiejskie. Na pierwszy rzut oka – rewelacja. Można się wykazać i skorzystać z funduszy unijnych na budowę kapitału społecznego. Da się wydać, to się wydaje. Nikt tego nie podważy. Rzecz się łatwo rozlicza i jest potrzebna. Nikt jednak nie pyta, do czego potrzebne jest takie miejsce w każdej wsi, ile to kosztuje i jak to utrzymać? Może taniej byłoby postawić w gminie jedną i zapewnić transport na spotkania? To trochę jak z tymi chodnikami, o których mówiłem wcześniej. To się broni. Jak się to zrobi, to jest lepiej i ładniej. Tylko nikt nie zastanawia się, czy nie lepiej byłoby wydać pieniądze na coś innego – może mniej spektakularnego, ale bardziej potrzebnego.

Może ważniejsza jest edukacja? Może zajęcia dla seniorów? Może kompetencje miękkie?

Jak odróżnić gminę dobrze zarządzaną, od oplątanej przez sieć patologicznych interesów?

Ja to widzę w zrównoważonym rozwoju. Jeżeli trafiam do gminy, w której jest kilka lub kilkanaście miejscowości, i widzę, że wszędzie jest kanalizacja „lub” strategia na rozwiązanie problemów ścieków i wodociągi, to sobie myślę: to jest dobrze funkcjonujący wójt. Jeżeli trafiam w miejsce, gdzie jest jedna centralna miejscowość, która ma wszystko, a inni nic, to się zastanawiam, kto tutaj rządzi. Kryteria są zresztą często dość racjonalne. Inwestuje się tam, gdzie potrzebne są głosy. W miejscowościach, gdzie jest najwięcej mieszkańców.

Lub w swojej.

W swojej przede wszystkim, to jest interes nadrzędny. Zapytał pan, czym jest dobra gmina. Wróćmy, bo ja bym bardzo chciał podkreślić, że mówimy dużo o patologiach, ale to nie znaczy, że wszystkie samorządy są takie. Są też dobre. I tutaj też są znaki rozpoznawcze. Największy kłopot zawsze jest z oświatą. Jeżeli ta jest w miarę równomiernie rozrzucona w gminie, to można zakładać, że to jest wójt, który dobrze wykorzystuje środki. Oczywiście to nie wszędzie się sprawdza, bo czasami centra trzeba tworzyć. Tutaj każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie.

Ja jako pozytywny przykład lubię wskazywać Tryńczę koło Przeworska na Podkarpaciu. Warto zajrzeć. Działa tam 11 zespołów muzycznych…

11?

  1. Ludzie lubią śpiewać. Przy okazji się spotykają. Wójt w tej miejscowości przygotował nawet salę, w której rozwiązuje się konflikty. To bardzo estetycznie i przyjemnie przygotowane miejsce. Zadbano o klimatyzację, a także to, żeby kawa dobrze smakowała. To działa. Po pierwsze, się rozmawia. Po drugie, w komfortowych warunkach łatwiej dochodzi się do porozumienia. Ludzie są zaangażowani. Społeczność żyje. Jest pomysł na rozwój.

Źródło: Onet z 30.11.2015 r.