Spółdzielnie mieszkaniowe
Komunistyczne prawo spółdzielcze legalizujące brak realnej ochrony milionów obywateli III RP, uczyniło z nich współczesnych niewolników, a usankcjonowana prawnie supremacja prezesów zbiera upiorne żniwo, np. w procederze zorganizowanego przemysłu eksmisyjnego.
Lokatorskie prawo do lokalu jest ikoną komunizmu spółdzielczego w III RP. Jest wymownym symbolem bezprawia i systemowego wykluczenia milionów Polaków, poprzez całkowite ubezwłasnowolnienie i przekazanie pełni władzy zarządom. Lokator bez zgody bossów spółdzielni nie może dysponować lokalem, za który zapłacił i oczywiście nie jest w stanie skutecznie się bronić, gdy popadnie w zadłużenie.
Kulisy procederu eksmisyjnego Tajemnica zarabiania i rentowności biznesu eksmisyjnego leży we wspomnianych bardzo korzystnych dla władz spółdzielni przepisach i możliwości odwlekania eksmisji tłumaczonej często pretekstem braku lokali socjalnych. Prezesi niekiedy latami zwlekają z wyrzuceniem lokatora zmierzając do pogrążenia go w zadłużeniu. Wyeksmitowanie za półroczny, czy nawet roczny dług według „specjalistów” od eksmisji relatywnie mało się opłaci, szczególnie po roku 2007, kiedy to w nowelizacji ustawy narzucono obowiązek wypłaty lokatorowi kwoty uzyskanej z licytacji mieszkania oraz przymuszono do ustanawiania dla nowego nabywcy odrębnej własności lokalu.
Prezesi mocno krytykują ten przepis domagając się przywrócenia możliwości nadawania nie własności, a własnościowego tytułu do lokalu.Dlaczego prezesom nie pasuje własność? Każda eksmisja to kolejny właściciel w nieruchomości, a więc w perspektywie groźba zmiany zarządcy. Ponadto właściciel to strona w postępowaniach i współwłaściciel mienia w majątku spółdzielni na równi z prezesami.
Efektywne pogrążanie w zadłużeniu trwa zazwyczaj kilka lat. Aktywność zarządów ogranicza się w tym okresie do systematycznego wytaczania spraw sądowych o zapłatę. Szefowie spółdzielni wiedzą, że użytkownik prawa lokatorskiego jest w pułapce i pozostaje ich więźniem, gdyż nie może dysponować lokalem.
Idealne warunki do powiększania zadłużenia powstają, gdy dłużnik jest bezrobotny i nie ma stałych dochodów. Wówczas dług miarowo, szybko narasta, a każdy kolejny pozew o zapłatę to wyższe odsetki i większe kwoty z zastępstwa procesowego. Sprawy tego rodzaju są w zasadzie formalnością.
W większości przypadków lokatorzy nawet się nie bronią i wydawane w trybie nieprocesowym nakazy zapłaty uprawomocniają się od razu.W spółdzielniach liczących ponad 10 000 członków o zapłatę kieruje się parktycznie w każdym miesiącu.
W sprawozdaniach prezesi szczycą się niezwykłą operatywnością występowania o zapłatę.
Dlaczego warto regularnie podawać o zapłatę nawet bezrobotnego? Obowiązuje taryfikator tzw. kosztów zastępstwa procesowego zasądzanych w postępowaniu. Pełnomocnik spółdzielni składając pozew o zapłatę w każdym wyroku ma zasądzone koszty zastępstwa odpowiednio do kwoty długu. Generalnieim zadłużenie czynszowe większe to tym lepiej. Wspaniale jest, gdy dług czynszowy przekroczy 10 tys. złotych, wówczas każdy pozew o zapłatę to minimum 2.400 zł zasądzonych kosztów zastępstwa. Opłaca się więc metodycznie wytaczać sprawy, a eksmitować dopiero wtedy, gdy wygenerowane koszty będą zbliżać się do wartości licytacyjnej lokalu. Żaden bank nie oferuje zysku na poziomie 24% od ulokowanych 10 tysięcy.
Stawki minimalne w zależności od wartości przedmiotu sprawy:
1) do 500 zł – 60 zł
2) powyżej 500 zł do 1.500zł – 180 zł
3) powyżej 1.500 zł do 5.000 zł – 600 zł
4) powyżej 5.000 zł do 10.000 zł – 1.200 zł
5) powyżej 10.000 zł do 50.000 zł – 2.400 zł
6) powyżej 50.000 zł do 200.000 zł – 3.600 zł
7) powyżej 200.000 zł – 7.200 zł
Wystarczy więc kilka procesów o zapłatę i na czysto zysk może wynieść nawet kilkanaście tysięcy tylko na jednym lokalu. Pieniądze odbiera się po dokonaniu eksmisji i sprzedaży mieszkania zadłużonego nieszczęśnika. Jeżeli wytoczy się ze sto spraw o zapłatę nawet przy kosztach zastępstwa 600 – 1200 złotych od pozwu, zarabia się naprawdę duże pieniądze.