Dr Marek Ciesielczyk, autor książki „Polonijni agenci Służby Bezpieczeństwa” (Nowy Jork 2015), upublicznił dokumenty z IPN, obrazujące kontakty Adama Bąka, polonijnego milionera i b. członka Polonijnej Rady Konsultacyjnej przy Marszałku Senatu, z oficerami SB w latach 80-tych, patrz artykuł Ciesielczyka na temat Adama Bąka: https://www.salon24.pl/u/m-ciesielczyk/869050,adam-bak-rezygnuje-z-czlonkowstwa-w-polonijnej-radzie
Dr Ciesielczyk wyzwał wówczas Bąka na „pojedynek historyczny” w Nowym Jorku 17 listopada 2019, lecz Bąk nie podniósł rękawicy i nie przybył na spotkanie – było więc już 2:0 dla Ciesielczyka, patrz relacja filmowa z wykładu Ciesielczyka w Nowym Jorku w listopadzie 2019 roku: https://www.youtube.com/watch?v=jRLU6R8CbH4
Bąk się odwołał od postanowienia sądu pierwszej instancji, lecz sąd okręgowy 27 maja 2020 roku podtrzymał decyzję sądu rejonowego i amerykański milioner przegrał z polskim politologiem po raz trzeci (sygnatura akt II Kz 372 / 19 ).
Odrzucenie aktu oskarżenia Adama Bąka przez sąd drugiej instancji jest ostatecznym postanowieniem prawomocnym, kończącym sprawę. Jest więc teraz 3:0 dla Marka Ciesielczyka, który zapewne wyzwie Bąka ponownie na pojedynek historyczny w Nowym Jorku podczas swego kolejnego wykładu w USA.
Dr Marek Ciesielczyk, autor książki „Polonijni agenci Służby Bezpieczeństwa” (Nowy Jork 2015), upublicznił dokumenty z IPN, obrazujące kontakty Adama Bąka, polonijnego milionera i b. członka Polonijnej Rady Konsultacyjnej przy Marszałku Senatu, z oficerami SB w latach 80-tych.
Bąk oskarżył Ciesielczyka o zniesławienie (art. 212 KK), jednak sąd pierwszej instancji nie zgodził się z nim i umorzył sprawę swym postanowieniem z dnia 28 października 2019 (sygnatura akt II K 75 / 19). Było zatem 1:0 dla Ciesielczyka.
Dr Ciesielczyk wyzwał wówczas Bąka na „pojedynek historyczny” w Nowym Jorku 17 listopada 2019, lecz Bąk nie podniósł rękawicy i nie przybył na spotkanie – jest więc 2:0 dla Ciesielczyka.
Patrz relacja filmowa z wykładu Ciesielczyka w Nowym Jorku:
Gdy w czerwcu 2017 roku w czasie moich wykładów w Kanadzie (patrz: https://www.youtube.com/watch?v=6ldycXsQPVI ) – zaprezentowałem dokumenty z IPN, świadczące o tym, iż redaktor naczelna jednego z największych polonijnych pism „Gazeta – Gazeta” z Toronto Małgorzata Bonikowska została zarejestrowana jako tajny współpracownik SB o pseudonimie „MARIA”, zakwestionowała ona wiarygodność tych materiałów zarówno na łamach swego pisma jak i w innych mediach, powołując się m.in. na znany przypadek Małgorzaty Niezabitowskiej, rzeczniczki prasowej rządu Tadeusza Mazowieckiego oraz opinię profesora Andrzeja Friszke.
Trafił swój na swego
Bonikowska cytuje fragmenty książki Niezabitowskiej, z których ma wynikać, iż nie była ona tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, która sfabrykować miała dokumenty obciążające Niezabitowską, by się wykazać skutecznością. Podobnie miało być – jak twierdzi Bonikowska – w jej przypadku. Trzeba jednak w tym miejscu zauważyć, iż IPN najpierw odmówił Małgorzacie Niezabitowskiej statusu osoby pokrzywdzonej, a następnie – po apelacji wniesionej przez IPN sprawa (wygrana najpierw przez nią) wróciła do sądu pierwszej instancji i była ponownie rozpatrywana. Niezabitowska w końcu sama wycofała się z procesu autolustracji (oficjalnie z powodu choroby, która nie przeszkodziła jej jednak później w innego rodzaju aktywności).
Podkreślić przy tym wypada, iż powoływanie się na procesy lustracyjne w Polsce ma wątpliwą wartość dowodową. Lech Wałęsa, czyli TW BOLEK, został przecież oczyszczony przez sąd lustracyjny z zarzutu agenturalności, podobnie jak pewien wójt, który wcześniej sam przyznał się do współpracy z SB!
Małgorzata Bonikowska chcąc uwiarygodnić swoją linię obrony powołuje się na „autorytet” profesora Andrzeja Friszke. Trudno się zresztą temu dziwić, iż wybrała osobę z tego samego środowiska politycznego. Wielu Polonusów w Kanadzie widzi w redagowanym przez nią piśmie rodzaj polonijnej „Gazety Wyborczej”. Warto przypomnieć, iż Andrzej Friszke w roku 1999 został powołany w skład Kolegium IPN z rekomendacji Unii Wolności, a w roku 2007 był ponownie kandydatem do tegoż Kolegium z ramienia Platformy Obywatelskiej. Wówczas nie został wybrany. Z jednej strony Friszke broniąc Bonikowskiej, kwestionuje wiarygodność materiałów zgromadzonych w IPN, z drugiej zaś – nie ma wątpliwości, iż na podstawie IPN-owskich dokumentów można na przykład twierdzić, iż w czasach PRL-u „Maciarewicz donosił na kolegów” do SB! W innym miejscu Friszke „porównuje PiS do Polskiej Partii Robotniczej”. Nawet jeśli Friszke nie zgadza się z polityką PiS-u, to przecież tego typu porównania kompromitują go jako historyka.
Czy w PRLU-u nie było SB?
Gdyby dać wiarę byłym tajnym współpracownikom komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, musielibyśmy uwierzyć, iż w PRL-u nie tylko nie było kapusiów, ale także, że nie funkcjonowała sama SB. Tajni współpracownicy, kontakty operacyjne, kontakty informacyjne Służby Bezpieczeństwa czy też osoby, które nie były formalnymi kapusiami, a dostaczały SB informacji (trzeba pamiętać, że tacy też działali i czasem byli bardziej szkodliwi niż formalni współpracownicy) zawsze tłumaczą się w ten sam sposób:
W tej części tekstu, w której zaprezentuję dokumenty z IPN na temat Bonikowskiej, ustosunkuję się do jej linii obrony. Bonikowska twierdzi, iż materiały na jej temat zostały spreparowane przez oficerów SB, którzy chcieli wykazać się przed przełożonymi i dlatego przedstawili ją jako TW MARIĘ. Była szantażowana, więc podpisała zobowiązanie, ale w żaden sposób nie współpracowała z SB, z którą spotkała się 1-2 razy. Niemal natychmiast po podpisaniu zobowiązania odmówiła współpracy. Nie ma więc sobie nic do zarzucenia. Uzasadnienie tej linii obrony przedstawiła bardzo obszernie w Internecie, można więc je porównać z niżej zaprezentowanymi dokumentami z IPN.
Dowiadujemy się z nich, że Małgorzata Pogorzelska-Bonikowska, dzisiaj redaktor naczelny polonijnej „GAZETY” w Toronto, została „pozyskana do współpracy z kontrwywiadem” PRL i zarejestrowana jako TW SB o pseudonimie „Maria”.
Urodzona 5 września 1958, ukończyła anglistykę na Uniwersytecie Warszawskim w 1981 roku, w roku 1984 pozwolono jej wyjechać z PRL-u na stypendium w Wielkiej Brytanii, do Lancaster, później była adiunktem w Instytucie Anglistyki Uniwersytetu Warszawskiego, wyemigrowała do Kanady w okresie, gdy w Polsce rozpoczynały się zmiany ustrojowe, w latach 90-tych była dziennikarzem polonijnej „Gazety” w Toronto, od 2003 – redaktorem naczelnym jej wydania internetowego, a od 2013 redaktorem naczelnym tejże „Gazety”. Była również korespondentką TVP Polonia od 2014. Pracuje także dla Radio BIS w Hamilton oraz Radio Polonia w Detroit (2003-2004), jest członkiem zarządu Polonii Przyszłości, działaczką Polish-Jewish Heritage Foundation” (sama temu zaprzecza?). W roku 2005 odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP (w 2007 Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski odznaczony został tajny współpracownik SB Piotr Mroczyk, ostatni dyrektor sekcji polskiej Radio Wolna Europa).
W artykule „Polska bez Jarosława” w „Gazecie” 5 maja 2017 Bonikowska pisze m.in.: „A im bardziej Jarosław Kaczyński nienawidzi świata i poszukuje wrogów, tym gorzej dla Polski i Polaków. Tym większa pewność, że będzie dążył jeszcze bardziej niż dotychczas do zemsty za wszelką cenę, że będzie nawoływał do nienawiści i odwetu… Im bardziej nieszczęśliwy jest osierocony bliźniak, tym gorsze perspektywy dla Polski. Lepiej byłoby gdyby odszedł i zostawił decydowanie o Polsce ludziom, którzy mają więcej sympatii do świata i bliźnich.”
Z dokumentów zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej – sygnatura IPN BU 001052/918, w przypadku których klauzulę tajności zniesiono dopiero 15 czerwca 2012 roku (dlaczego tak późno?), wynika, iż jedna z najbardziej znanych dziennikarek polonijnych w Kanadzie, Małgorzata Pogorzelska-Bonikowska (zdjęcie B-0 i B-1),
była zarejestrowana jako tajny współpracownik komunistycznej Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „MARIA”, podpisała zobowiązanie do współpracy, co – jak należy przypuszczać – przyniosło jej korzyść w postaci akceptacji przez SB jej wyjazdu stypendialnego do Wielkiej Brytanii oraz przekazywała Wydziałowi II Departamentu II SB (czyli kontrwywiadowi, zajmującemu się Wielką Brytanią) informacje na temat osób ze swego środowiska. Mając na uwadze sposób funkcjonowania SB, nie można wykluczyć, że mogły one być użyteczne dla esbeków.
Na początku roku 1984 kontrwywiad Służby Bezpieczeństwa w „Uzasadnieniu pozyskania do współpracy” w taki oto sposób opisuje „cel pozyskania”: „do rozpoznawania cudzoziemców, a szczególnie Brytyjczyków zatrudnionych w Instytucie Anglistyki UW (Uniwersytetu Warszawskiego, przyp. MC). Ponadto bliższe rozpoznanie obywateli brytyjskich zatrudnionych w British Council w Warszawie”. (B-2)
Kontrwywiad PRL-owski docenił możliwości działania kandydatki na tajnego współpracownika SB, Bonikowskiej, stwierdzając: „…z racji pracy w Instytucie Anglistyki UW kandydatka zna cudzoziemców zatrudnionych w tej placówce. Poza tym utrzymuje bliskie kontakty z Brytyjczykami w częścią personelu polskiego British Council w W-wie. Pozwoli to ujawnić osoby mogące mieć związki z Brytyjskimi służbami specjalnymi”. Tak więc Bonikowska miała – wg planów SB – m.in. pomóc komunistycznym służbom specjalnym demaskować brytyjskich agentów na terenie PRL. (B-3)
Mł. chor. Zbigniew Marciniak, w meldunku „Rezultat pozyskania”, zawiadamia: „ W dniu 12 marca 1984 r. w budynku DUSW W-wa Mokotów przeprowadziłem rozmowę werbunkową z wytypowanym kandydatem, w wyniku której pozyskano go do współpracy z kontrwywiadem. (…) Kandydatka wyraziła zrozumienie i chęć udzielania pomocy kontrwywiadowi (podkreślenie MC) w zakresie swoich możliwości. Wyraziła pogląd, że pomoc naszej służbie jest jej patriotycznym i obywatelskim obowiązkiem. Godząc się na współpracę zobowiązała się do udzielania wszelkich informacji dot. cudzoziemców przebywających na terenie Polski i obywateli polskich będących w naszym operacyjnym zainteresowaniu. (…) kandydatka pozyskana została na zasadzie dobrowolności. Wyraziła chęć współpracy z kontrwywiadem, co zawarła w pisemnym zobowiązaniu. Dla konspiracji przyjęła pseudonim ‘MARIA’. Omówiono z tajnym współpracownikiem sposób nagłego nawiązywania kontaktu, który jest następujący: Nawiązanie kontaktu odbywać się będzie drogą telefoniczną. Zna mnie pod nazwiskiem MALIŃSKI Zdzisław. „ – pisze esbek, który zwerbował późniejszą redaktor naczelną polonijnej „Gazety” w Toronto, uhonorowaną w 2005 roku przez Prezydenta Rzeczypospolitej Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP. (B-4, B-5, B-6)
Informacje te stoją więc w sprzeczności z tym, co twierdzi sama Bonikowska, że była przyparta do muru, nie miała wyjścia, była szantażowana etc.
O późniejszej działaczce Fundacji Dziedzictwa Polsko-Żydowskiego w Kanadzie wspomniany esbek pisze dalej: „Posiada pozytywny stosunek do przemian społeczno-politycznych zachodzących w naszym kraju i do pracy resortu spraw wewnętrznych.”(B-8)
Przypomnijmy, iż w tym samym roku (nieco później), tenże „resort spraw wewnętrznych”, do pracy którego tak pozytywny stosunek miała TW SB MARIA, zamordował księdza Popiełuszkę. Bonikowska w swej mowie obrończej robi z siebie bohaterkę, która niemal natychmiast po podpisaniu zobowiązania odmówiła współpracy z SB.
12 marca 1984 późniejsza „gwiazda” polonijnego dziennikarstwa w Toronto, podpisała zobowiązanie następującej treści” „Małgorzata Pogorzelska-Bonikowska, ul. Wspólna…. Warszawa. Zobowiązuje się do zachowania w tajemnicy spotkań odbytych ze mną przez pracownika kontrwywiadu i jednocześnie do udzielenia informacji. Małgorzata Bonikowska”. (B-14).
Młodszy inspektor Wydziału II Departamentu II MSW (czyli kontrwywiadu Służby Bezpieczeństwa ds. Wielkiej Brytanii), mł. chor. Z. Marciniak po zwerbowaniu Bonikowskiej oświadcza z satysfakcją” „Nowopozyskanego tajnego współpracownika zamierzam wykorzystać w charakterze jednostki manewrowej, w zależności od potrzeb operacyjnych. Ponadto w toku współpracy TW angażowany będzie do rozpoznania cudzoziemców, a głównie obywateli brytyjskich, z którymi utrzymuje kontakty prywatne i służbowe oraz innych osób pozostających w naszym operacyjnym zainteresowaniu. W najbliższych dniach opracuję plan wykorzystania, szkolenia i kontroli tajnego współpracownika ps. ‘MARIA’.”. (B-15)
Późniejszy kawaler (a dokładniej mówiąc kawalerka) jednego z najwyższych polskich odznaczeń państwowych spotyka się – wg dokumentów z IPN – 10 maja 1984 roku w jednej z warszawskich kawiarni ze swoim oficerem prowadzącym SB, a ten raportuje w notatce służbowej z 11.05.1984: „W czasie spotkania tw ps. ‘Maria’ przekazała następujące informacje.
Jerzy RUBACH jest kierownikiem Zakładu Języka Angielskiego Instytutu Anglistyki UW. W najbliższym czasie będzie kandydował wyborach na dyrektora instytutu. Ma 36 lat, jest żonaty i ma syna. Często wyjeżdża za granicę, zabiega o te wyjazdy. (…) Nie stroni od kontaktów towarzyskich. Alkoholu nie pije, pali dużo papierosów.
Piotr SADOWSKI jest doktorantem Instytutu Anglistyki. Ma trudności z napisaniem pracy doktorskiej. Żonaty, jedno dziecko. Mało udziela się towarzysko. Nie uczęszcza na imprezy rozrywkowe organizowane przez instytut. Pasjonuje się archeologią. „
(B-16, B-17, B-18)
Na pierwszy rzut oka laikowi może wydać się, iż Bonikowska nie przekazuje Służbie Bezpieczeństwa żadnych istotnych informacji, zresztą sama tak później twierdzi w swych tekstach w Internecie. Jednak każdy, kto zna istotę działania służb specjalnych wie, iż informacje TW MARII mogły – choć oczywiście nie musiały – być wartościowe dla SB. Skoro Jerzy Rubach ma zamiar kandydować na dyrektora instytutu, to SB może mu w tym pomóc lub zaszkodzić. Skoro bardzo mu zależy na wyjazdach za granicę esbecy mogą mu to ułatwić lub spowodować wydanie zakazu wyjazdu za granicę. W zamian SB mogła czegoś oczekiwać od Rubacha.
Bonikowska oczywiście bagatelizuje ten fakt, stwierdzając, że przecież SB wiedziała, że Rubach wyjeżdża za granicę, ale przemilcza już to, iż bardzo mu na tych wyjazdach zależało. Bonikowska utrzymuje ponadto infantylnie, iż SB nie mogła mieć wpływu na wybór dyrektora. Przypomnijmy (patrz link do artykułu wyżej), że Wacław Sikora, późniejszy współpracownik SB, został wybrany szefem małopolskiej SOLIDARNOŚCI dzięki temu, iż kilku TW SB, delegatów na zjazd SOLIARNOŚCI, kompromitowało kontrkandydatów Sikory i m.in. dzięki tej operacji SB, wygrał on wybory! Przypadek ten opisuję dokładnie w mojej książce „Polonijni agenci Służby Bezpieczeństwa” (Nowy Jork – Chicago – Tarnów 2015). Przypomnieć w tym miejscu też wypada losy prawej ręki trzech kolejnych prezesów Kongresu Polonii Amerykańskiej, Wojciecha Wierzewskiego, który wyjechał na stypendium do USA dzięki pomocy SB, a następnie był jej kontaktem operacyjnym w Ameryce.
Skoro Jerzy Rubach nie pije, ale nie stroni od kontaktów towarzyskich, to można mu np. „podsunąć” kobietę, by sprowokować romans, dzięki któremu będzie można wywierać presję na naukowca. Bonikowska powołuje się na wypowiedź Ruchaba, który stwierdza, że jego teczka jest pusta, ale to nie jest powód, by bagatelizować informacje przekazane przez Bonikowską SB. Na szczęście, jak twierdzi Rubacha, SB ich nie wykorzystała, ale przecież mogła to zrobić. Nie w tym rzecz, czy Bonikowska przekazywała cenne czy też mniej wartościowe informacje SB. Istotne jest to, że dzisiejsza „gwiazda” liberalnego dziennikarstwa polonijnego zachowała się co najmniej nagannie i to może w tej chwili rzutować na ocenę jej osoby np. jako dziennikarza.
Jeśli Piotr Sadowski miał trudności z napisaniem pracy doktorskiej (choć teraz Bonikowska temu zaprzecza), w obronie doktoratu mogła mu „pomóc” Służba Bezpieczeństwa, np. gdyby zechciał wyrazić ochotę na współpracę? Oczywiście ponownie trzeba powiedzieć, tak nie musiało, ale mogło być. Bonikowska wyśmiewa taką możliwość, twierdząc, że w Polsce nikt nikomu nie pisał pracy doktorskiej. Po pierwsze są już dowody, iż tak się zdarzało, po drugie nie chodzi przecież o to, że SB mogła taką pracę za naukowca napisać, tylko o to, że mogła mu ułatwić jej obronę. SB mogła w PRL-u wszystko. Poza tym miłość Sadowskiego do archeologii SB mogła wykorzystać, proponując mu np. wycieczkę do Grecji lub Egiptu w zamian za współpracę. Znowu istotę rzeczy stanowi nie wartość samych informacji przekazanych przez Bonikowską SB, ale fakt, iż według materiałów z IPN – przekazywała je. Zresztą temu nie zaprzecza. Twierdzi jedynie, że jej zdaniem były to informacje, które nie mogły nikomu zaszkodzić.
Bonikowska (a za nią Friszke) starają się dowieść, iż „donos”, to informacja, która nie jest powszechnie dostępna i w związku z tym trudno mówić, że Bonikowska „donosiła”. Jednak – jak się wydaje – choć wiadomo było np., że Rubach wyjeżdża za granicę, to już jest mało prawdopodobne, że wiedziano powszechnie, iż mu na tych wyjazdach bardzo zależy. Nawet jeśli słowo „donos’ może wydać się w tym przypadku zbyt mocne, to na pewno przekazywanie informacji, które mogły służyć SB np. do sporządzenia charakterystyki psychologicznej, nie jest czymś chwalebnym, być użyć tutaj eufemizmu. Służba Bezpieczeństwa miała znacznie ułatwione zadanie w przypadku zamiaru werbowania tych osób. W w/w książce opisuję podobną działalność donosicielską Wierzewskiego, która sprawiła, iż sekretarka w instytucie badawczym stała się łatwym łupem dla Służby Bezpieczeństwa.
W tej samej notatce służbowej esbek informuje przełożonych, iż zlecił tajnemu współpracownikowi MARII, czyli Bonikowskiej, dostarczenie informacji na temat Johna Shortera. Następnie oficer prowadzący Bonikowską melduje, iż TW MARIA „poinformowała mnie, że w lipcu br. John SHORTER wyjechał z Polski. Objąć ma on stanowisko dyrektora BC (British Council, przyp. MC) w Hamburgu. W czasie spotkania ‘Maria’ poinformowała mnie, że ma kłopoty z otrzymaniem paszportu. Otrzymać powinna go 15 września, gdyż wyjazd nastąpić miał 1.10.br. „. W tym przypadku można także dyskutować, czy tego typu informacja jest czy też nie jest donosem. Chyba jednak nie była to powszechnie znana informacja, gdzie Brytyjczyk, którym interesowała się SB, będzie pracował w przyszłości. Gdy Bonikowska stara się dzisiaj odeprzeć zarzuty, ustosunkowuje się do informacji przekazanych przez nią SB na temat Rubacha i Sadowskiego, ale nie wchodzi w szczegóły sprawy Shortera, zapewne dlatego także, iż ten przypadek podważa wiarygodność jej twierdzenia dotyczącego ilości kontaktów z SB. (B-19a)
Mamy więc klasyczny model. TW informuje (np. o tym, gdzie SB będzie mogła znaleźć osobę, którą się interesuje), a w zamian za to może liczyć na jakąś korzyść. W tym wypadku jest to zgoda Służby Bezpieczeństwa na wyjazd na stypendium do Wielkiej Brytanii. Podobne korzyści jako TW WOLFGANG odnosił obecny ambasador RP w Niemczech Andrzej Przyłębski. Mimo, że spełnia on wszystkie formalne i praktyczne warunki bycia tajnym współpracownikiem SB, w dalszym ciągu reprezentuje Polskę w Berlinie!
Bonikowska twierdzi dzisiaj, że tak bardzo opierała się namowom SB, że ta utrudniała jej wyjazd na stypendium do Wielkiej Brytanii. Jednak w końcu SB pozwoliła jej na ten wyjazd i tego Bonikowska nie może zakwestionować. Gdyby było tak, jak sugeruje Bonikowska, że odmówiła dalszej współpracy przed wyjazdem z Polski, prawdopodobnie SB nie zgodziłaby się na jej wyjazd. Przypomnijmy to wszystko ma miejsce w roku 1984 w PRL-u!
W pewnym momencie Bonikowska próbowała faktycznie wycofać się ze współpracy z SB (ten fakt przemilcza i można odnieść wrażenie, że faktycznie już za pierwszym razem zdecydowanie odmówiła kontynuowania współpracy), ale bardzo szybko stanęła „na baczność” przed swym oficerem prowadzącym, który z satysfakcją mógł donieść przełożonym: „Obecnie ‘Maria’ ponownie podjęła decyzję kontaktu z naszą służbą i zobowiązała się do udzielania nam informacji. Źródło poinformowało mnie, że w roku akademickim 1984/85 jest przewidziana na wyjazd stypendialny z ramienia British Council do Londynu. Okres jej pobytu ma wynieść 9 miesięcy. Z uwagi na zbliżające się wakacje oraz wyjazd ‘Marii’ do rodziny poza Warszawę ponowne spotkanie umówiono na początek września.” (B-20)
Ten sam oficer prowadzący SB, Marciniak w kolejnej notatce służbowej z 2.10.1984 roku raportuje ponownie, iż przywołał TW MARIĘ do porządku, gdy próbowała wycofać się ze współpracy: „W dniu 2 października 1984 r. odbyłem spotkanie z tajnym współpracownikiem ps. ‘Maria’, podczas którego tw poinformowała mnie, że w najbliższym czasie wyjeżdża na 9-cio miesięczne stypendium do Lancaster (W. Brytania). Na wyjazd została wytypowana przez Instytut Anglistyki UW. Wyjeżdża za pośrednictwem British Council (…) Na jej oświadczenia ostro zaprotestowałem tłumacząc jej, że decyzja, którą podjęła kiedyś w dalszym ciągu nas obowiązuje tym bardziej teraz gdy wyjeżdża do W. Brytanii. ‘Maria’ po tej ostrej reprymendzie, zmieniła swoje stanowisko w stosunku do naszej służby. Wyraziła zgodę na odbycie następnego spotkania, które będzie (miało) na celu ukierunkowanie jej odnośnie wyjazdu na stypendium. Poinformowałem ‘Marię’, aby podczas swojego pobytu w Lancaster zwróciła uwagę na:
Osoby, z którymi się będzie kontaktować – ich charakterystyki i zainteresowania
Ośrodki naukowo-dydaktyczne, miejsce pobytu, personel, zakres zainteresowań
O swoich spostrzeżeniach zlecono tw poinformowanie mnie po swoim powrocie do Polski. Marciniak” (B-22, B-23, B-24, B-25)
Gdyby – jak twierdzi Bonikowska – zerwała współpracę z SB jeszcze przed wyjazdem do Wielkiej Brytanii, to po co oficer SB miałby przekazywać jej te instrukcje?
Jak wynika z dokumentów, Bonikowska spotykała się z SB wielokrotnie, a nie jak twierdzi 1-2 razy i nie zerwała współpracy przed swym wyjazdem za granicę. Jeszcze raz wypada zauważyć, iż w razie faktycznej odmowy przed wyjazdem na stypendium do Wielkiej Brytanii, Służba Bezpieczeństwa z pewnością by się zemściła i nie dopuściła do wydania jej paszportu.
W notatce służbowej z 18.12.1985 czytamy z kolei: „ W dniu 11 grudnia br. odbyłem spotkanie z tw ps ‘Maria’. Wymieniona poinformowała mnie, że w okresie listopad 84 – wrzesień 1985 była na stypendium British Council w W. Brytanii (Lancaster)… stwierdziła, że nie odpowiada jej kontakt ze Służbą Bezpieczeństwa…. Proponuję rozwiązać współpracę i złożyć materiały w Biurze C MSW. Doniesienia zostaną włączone do teczki personalnej… Marciniak” (B-26, B-27, B-28)
Bonikowska próbuje się bronić, stwierdzając, że do spotkania z esbekiem 11 grudnia 1985 roku nie mogło dojść, gdyż wróciła do Polski dopiero 13 grudnia 1985 roku. Dla kwestii terminu zerwania jej współpracy z SB nie ma to znaczenia, gdyż z omówionego tu wcześniejszego spotkania Bonikowskiej z oficerem SB wynika, że nie zerwała tej współpracy przed swym wyjazdem na stypendium w Wielkiej Brytanii. Dzięki temu mogła w ogóle wyjechać. Warto tutaj zauważyć, iż wielu innych naukowców odmawiało podpisania zobowiązania do współpracy z SB i tym samym rujnowało swoje kariery, ale nie Bonikowska.
Bonikowska usiłuje zastosować tutaj klasyczny zabieg manipulacyjny, sugerując: jeżeli jedna informacja jest niedokładna, to wszystkie materiały z IPN, które dotyczą jej kontaktów z SB są nieprawdziwe. Jeśli prześledzimy system sporządzania raportów ze spotkań oficerów prowadzących z tajnymi współpracownikami, z łatwością zauważymy pewną prawidłowość. Raport z tego typu spotkania sporządzany był zazwyczaj 1-2 dni po spotkaniu z tajnym współpracownikiem. W tym przypadku oficer SB Marciniak pisze swój raport 18 grudnia 1985 roku. Można więc przypuszczać, iż spotkanie w TW MARIĄ musiało mieć miejsce prawdopodobnie między 14 i 17 grudnia 1985 roku. Co ciekawe, Bonikowska nie odnosi się do spotkania w dniu 2 października 1984 roku, kiedy to próbowała wycofać się faktycznie ze współpracy z SB, ale ostatecznie zgodziła się na jej kontynuację, co oczywiście musiało wynikać z jej obawy, iż nie wyjedzie na stypendium do Wielkiej Brytanii. Wynik spotkania z esbekiem 2 października 1984 roku potwierdza, iż Bonikowska liczyła prawdopodobnie na odniesienie korzyści z kontaktów z SB w postaci jej zgody na wyjazd do Anglii.
Ostatnia dostępna (do maja 2017) notatka w archiwum IPN pochodzi z 18 lipca 1986 roku i potwierdza w/w uwagi. Czy to oznacza, iż możemy mieć pewność, iż TW Maria nie wznowiła kontaktów z SB później? By jednoznacznie odpowiedzieć na tego typu pytanie, musielibyśmy mieć dostęp do całej zawartości archiwum zastrzeżonego.
W tym miejscu warto sobie przypomnieć, kto jako pierwszy – po zmianach roku 1989 – miał dostęp do archiwum MSW. Była to tzw. „komisja Michnika”, która „buszowała” w tych archiwach oficjalnie od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990. W jej skład wchodzili: dyrektor Archiwum Akt NowychBogdan Kroll, prof. Jerzy Holzer historyk z PAN, historyk prof. Andrzej Ajnenkiel i ówczesny poseł OKPAdam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”. Komisja Michnika musiała mieć dostęp do akt osobowych byłych współpracowników SB. Nawet w WIKIPEDII można przeczytać, iż „Nie zachowały się żadne informacje o tym, kto zażądał jakiej teczki, kiedy ją otrzymał, kiedy zwrócił, co kopiował lub wynotowywał – co nie powinno zachodzić przy korzystaniu z tego typu archiwów”.
Czy ujawnienia szczegółów współpracy Bonikowskiej i podobnych przypadków ma dzisiaj jakieś znaczenie? Oczywiście. Do niedawna opinia publiczna nie wiedziała, iż przez pewien czas dziennikarka polonijna z Toronto spotykała się z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Jeśli o tym fakcie ktoś wiedział wcześniej, mógł dziennikarkę szantażować możliwością ujawnienia informacji z akt SB. Na tego typu osobę nacisk mógł wywierać każdy, kto dysponował dokumentami SB. Pamiętajmy, iż dokumenty na temat Bonikowskiej odtajniono dopiero w 2012 roku!
Jakie znaczenie ma ujawnienie dokumentów z IPN
Warto ustosunkować się także do innych argumentów „mowy obrończej” Bonikowskiej.
Bonikowska twierdzi, że „całkowicie oczyszcza” ją wypowiedź jej szefa (ma chyba na myśli prof. Rubacha). To argument typu: to nie ja to nieprawidłowo zaparkowałam, gdyż tak twierdzi piekarz Franek, który wie, jak robić dobry chleb, a nie historyk analizujący dokumenty z IPN. Profesor Rubach może mieć o Bonikowskiej jak najlepsze zdanie, ale to nie ma wpływu na ocenę jej kontaktów z SB w świetle dokumentów z IPN.
Niektóre informacje przekazywane przez Bonikowską SB spełniać mogą definicję donosu, ale tak naprawdę ważny jest fakt przekazywania tych informacji w nadziei na brak odmowy SB wydania paszportu, co jest moralnie naganne.
Próbą wyjątkowo infantylnej dezinformacji jest twierdzenie Bonikowskiej, że wydanie jej paszportu zależało od jakiejś „jednostki paszportowej uniwersytetu”, a nie biura paszportowego, całkowicie kontrolowanego w tamtym czasie przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa. Podobnym absurdem jest stwierdzenie, że Bonikowskiej wydano paszport wówczas, gdy prof. Rubach „tupnął nogą” (sic!). Faktycznie Bonikowska otrzymała paszport, bo ta chciała SB.
Jeśli – jak twierdzi Bonikowska – dostała kopię dokumentów jej dotyczących z IPN na przełomie marca i kwietnia 2017 i jeśli faktycznie uważała, że zawartość tej teczki jej nie kompromituje, to dlaczego sama wcześniej nie upubliczniła tych materiałów, tylko ustosunkowała się do zawartości dopiero po późniejszej publikacji konkurencyjnego pisma polonijnego w Toronto „Gońca” oraz po moich wykładach? Co więcej, należy spytać, dlaczego nie upubliczniła faktu kontaktów z SB od razu w roku 1984? Wówczas można by przyjąć jej dzisiejsze argumenty jako słuszne.
Bonikowska twierdzi, że pseudonim „MARIA” nadała jej SB bez jej wiedzy i dlatego nie można jej uznać za współpracownika Służby Bezpieczeństwa, ale przecież często się tak zdarzało, że bardziej szkodliwi od TW SB byli nieformalni współpracownicy, którzy nie tylko nie mieli swych pseudonimów, ale nic nie podpisywali, o czym piszę dość szczegółowo w mojej książce, podając przykłady takich osób, jak: np. Andrzej Jarmakowski, Robert Lewandowski, Józef Migała, Adam Grzegorzewski.
Nie jest prawdą, iż nie dałem Bonikowskiej możliwości ustosunkowania się do zaprezentowanych przeze mnie dokumentów z IPN na jej temat. Przed moimi wykładami w Kanadzie, na wiosnę 2017 roku przesłałem także do jej redakcji informację o moich spotkaniach z Polonią. Przedstawiciele innych mediów polonijnych byli obecni, zaś „GAZETA, GAZETA” nie pojawiła się. Następnie zaproponowałem Bonikowskiej publiczną debatę w Toronto, jesienią 2017 roku. Nie podniosła rękawicy.
Gdyby Bonikowska była przeciętnym Polonusem, nikt nie wymagałby od niej ujawnienia swej przeszłości. Bonikowska jest jednak bardzo aktywnym członkiem społeczności polonijnej, dziennikarzem, redaktorem dużej gazety polonijnej, kształtującej opinię publiczną. Dlatego ważnym jest ujawnienie dokumentów na temat jej kontaktów z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Teraz, gdy znamy materiały z IPN, których wcześniej nie ujawniła sama Bonikowska, choć nimi dysponowała – jak sama pisze – już na przełomie marca i kwietnia 2017, inaczej możemy spojrzeć na jej działalność dziennikarską. Bonikowską można by oceniać zupełnie inaczej, gdyby ujawniła swe kontakty z SB w 1984 roku lub przynajmniej zaraz po przybyciu do Kanady. Oczywiście nie wiadomo, jak wówczas zareagowałyby na to kanadyjskie władze imigracyjne.
Jako że Polonia w Nowym Jorku i New Jersey po moich listopadowych wykładach przetłumaczyła już na język angielski cześć ujawnionych wówczas przeze mnie dokumentów i przekazała te tłumaczenia adwokatom amerykańskim, którzy mają ocenić, czy warto nimi zainteresować prokuraturę i urząd imigracyjny USA, być może także Polonia kanadyjska zdecydowałaby się na podobne kroki i wówczas kanadyjskie urzędy przeanalizowałyby zasadność wszczęcia stosownego postępowania wobec ludzi, którzy zataili fakt współpracy z komunistycznymi służbami specjalnymi?
Marek Ciesielczyk
O autorze:
doktor politologii Uniwersytetu w Monachium, wykładowca w University of Illinois w Chicago, Fellow w European University Institute we Florencji, pracownik naukowy w Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart w Bonn, autor pierwszej w języku polskim książki na temat KGB
Nie należy mylić tej osoby z obecnym posłem PiS o tym samym imieniu i nazwisku.
Wiesław Krajewski – urodzony 22 marca 1953 roku w Warszawie – jest przykładem kapusia, który donosił na swych znajomych zarówno zamieszkałych w Polsce jak i w USA, co pokazują materiały z IPN pod sygnaturą IPN BU 001 121 / 1179
Kr-1
Zobowiązanie do współpracy podpisał 2 października 1973 roku, w wieku zaledwie 20 lat 9zaczynał studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim) . Czytamy w nim: „Zobowiązuję się do zachowania w tajemnicy faktu współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa oraz miejsc spotykania się, informacji będę udzielał na piśmie i podpisywał pseudonimem Brun. Wiesław Krajewski”.
Kr-2
Na przykład 14 listopada 1975 roku Krajewski spotkał się w kawiarni z oficerem prowadzącym z SB o nazwisku W. Bielecki, któremu przekazał informacje na temat Kazimiery i Antoniego Orłowskich, zamieszkałych przy Martha Avenue, East Paterson/ Elmwood Park w New Jersey. Warto zauważyć, iż Krajewski sam przyznał, iż miał wyjechać do USA w 1975 roku na zaproszenie właśnie Antoniego Orłowskiego, który finansował jego pobyt w USA, a Kazimiera Orłowska była znajomą jego ojca z okresu wojny. Krajewski także przyznaje, że jest znajomym córki Orłowskich, która przebywała w Polsce w 1973 roku. Esbecy zlecili Krajewskiemu nie tylko przekazywanie informacji o mieszkających w USA Polakach, ale także kto rozpowszechnia „antypaństwowe” ulotki.
Interesującym dokumentem jest oświadczenie Wiesława Krajewskiego z 14 stycznia 1976 roku: „Stwierdzam, że po zrewidowaniu swojej decyzji nadal zobowiązuje się do kontaktów i współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa na zasadach i warunkach dotychczasowych. Brun”. Oświadczenie to przyjął od Krajewskiego w Warszawie oficer prowadzący Bielecki.
Kr-3
Nieco później, 10 lutego 1976 roku, TW BRUN donosi na innego znajomego Wladimira Ilwizky’ego, który miał oferować pomoc Polakom, którym udałoby się wyjechać do Finlandii. TW BRUN raportuje: „Uważam, że zasługuje on na uwagę, prawdopodobnie może być w kontakcie z ośrodkami dywersji ideologicznej”. Jako że Krajewski w dalszym ciągu planuje wyjazd do USA, informuje SB, że jak już będzie na Zachodzie nawiąże z tym człowiekiem bliższy kontakt. Krajewski donosi również na Urszulę i Zbigniewa Skóra, którzy już wówczas od 6-8 lat mieszkali w USA i odwiedzali Polskę. Mieli oni zamiar powrócić na stałe do Polski. Inną ofiarą Krajewskiego była szwedzka nauczycielka z Falun, znajoma Krajewskiego, Uerstin (Kerstin? MC) Carlgvist.
Kr-4
Oczywiście Krajewski nie donosił SB za darmo. Na przykład 21 listopada 1973 roku (czyli ok. dwa miesiące od podpisania zobowiązania do współpracy z SB) pisał: „Kwituję odbiór 500 zł (pięćset złotych) od pracownika Służby Bezpieczeństwa. BRUN (Krajewski Wiesław).
Kr-5
Dodać wypada, iż na początku lat 70-tych 500 złotych to była mniej więcej jedna trzecia wynagrodzenia miesięcznego przeciętnego mieszkańca PRL. Innym razem Krajewski potwierdza: „W dniu 21 lutego br (1975 roku, przyp. MC) otrzymałem od funkcjonariusza SB kwotę 600 zł (sześćset złotych). Brun.”
Kr-6
Krajewski wyjechał do USA prawdopodobnie w 1976 roku i nie wiemy na razie, czy tam także współpracował z SB, ale mógł być szantażowany przez PRL-owskie służby specjalne.
Patrz wykłady dra Marka Ciesielczyka w Nowym Jorku, CT, NJ oraz w San Francisco, San jose i Los Angeles w listopadzie 2017 roku:
Marek Ciesielczyk
Dr politologii Uniwersytetu w Monachium, profesor University of Illinois w Chicago, Fellow w European University Institute we Florencji, pracownik naukowy Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart w Bonn, autor pierwszej w języku polskim książki nt. KGB oraz książki „Polonijni agenci Służby Bezpieczeństwa – patrz: http://www.quovadisbooks.net/historia-polski-polityka/38885-polonijni-agenci-sluzby-bezpieczenstwa.html , obecnie kontynuuje swój projekt badawczy dot. polonijnych kapusiów SB, jest radnym Rady Miejskiej w Tarnowie, kontakt: dr.ciesielczyk@gmail.com tel.: +48 601 255 849