Czy państwo polskie jest sparaliżowane – na marginesie sprawy ambasadora RP w Niemczech
Zdemaskowanie obecnego ambasadora RP w Niemczech, Andrzeja Przyłębskiego jako zarejestrowanego tajnego współpracownika komunistycznej Służby Bezpieczeństwa sprawia, iż musimy niestety pogodzić się z tym, że aktualne pozostaje stwierdzenie potomka autora QUO VADIS, b. ministra spraw wewnętrznych, iż polskie państwo istnieje jedynie teoretycznie.
Aparat bezpieczeństwa RP w rozsypce
Już seria wypadków drogowych z udziałem najważniejszych osób w RP pokazała, iż tak ważna w państwie instytucja, jak Biuro Ochrony Rządu, nie wywiązuje się właściwie z powierzonych zdań, by użyć eufemizmu. Funkcjonowanie przez 8 miesięcy nie sprawdzonego pod kątem ewentualnego zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju ambasadora RP i to w jednym z najważniejszych dla Polski państw, kompromituje zaś do reszty służby specjalne RP, a więc samo państwo polskie, jako nie będące w stanie zadbać o swe bezpieczeństwo.
Publiczne, rozbrajające wręcz przyznanie się instytucji państwowych do tego, iż – po pierwsze – ambasadora miał sprawdzić Instytut Pamięci Narodowej, a po drugie – nie zrobił tego w ciągu 8 miesięcy, gdyż stanowisko ambasadora nie należy do grupy tych, które zostały uznane za najważniejsze (!), pogrąża całkowicie autorów obecnego systemu bezpieczeństwa Rzeczypospolitej Polskiej.
Jak to możliwe, iż ambasadorem RP mógł być człowiek, który z jednej strony otrzymał poświadczenie bezpieczeństwa, czyli miał dostęp do informacji niejawnej, z drugiej zaś w procesie sprawdzającym zabrakło analizy dokumentów w IPN, dotyczących tej osoby?! Domyślać się jedynie można, iż służby specjalne RP odpowiedzialne za ten proces sprawdzający wyszły z założenia, iż skoro na stanowisko ambasadora powołany został człowiek, cieszący się zaufaniem aktualnie rządzącej partii, czyli Prawa i Sprawiedliwości, która deklaruje konieczność lustracji każdego i to pod każdym niemal względem, więc można sobie darować grzebanie w teczkach IPN, zwłaszcza, iż ambasador to przecież nie poseł i nie ma obowiązku sprawdzania go natychmiast (sic!.
Ambasador spełnia wszystkie warunki bycia TW SB
Kuriozalnym także jest oświadczenie IPN, iż teraz proces sprawdzenia prawdziwości oświadczenia lustracyjnego ambasadora Przyłębskiego może potrwać nawet kilka miesięcy, gdyż w świetle publicznych wypowiedzi dyplomaty, spełnia on wszystkie formalne warunki bycia tajnym współpracownikiem komunistycznej Służby Bezpieczeństwa.
Tak więc – po pierwsze – znalezione i opublikowane (patrz zdjęcie nr 1) zostało własnoręcznie napisane zobowiązanie Przyłębskiego do współpracy z SB.
Własnoręcznie napisane przez ambasadora Przyłębskiego zobowiązanie do współpracy z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa.
Treść zobowiązania:
„Konin, dn. 09.06.79
Zobowiązanie
Kierując się patriotycznym obowiązkiem i chcąc przyczynić się w miarę moich możliwości do utrzymania ładu i porządku w PRL i triumfu prawdy, wyrażam zgodę na udzielanie pomocy Służbie Bezpieczeństwa. Fakt ten zachowam w całkowitej tajemnicy. Będę rzetelnie i starannie relacjonował interesujące SB zdarzenia i fakty. Obieram sobie pseudonim Wolfgang. Andrzej Przyłębski”
Po drugie znaleziono i opublikowano już sporządzony donos, który jest charakterystyką kuzyna Przyłębskiego. Zresztą sam ambasador przyznał się w wywiadzie telewizyjnym, iż taki donos sporządził. Jednocześnie bagatelizował ten fakt, podkreślając, iż kuzyn mieszkał już wówczas za granicą. Po trzecie, by spełnione zostały wszystkie formalne warunki bycia tajnym współpracownikiem SB, konieczny jest dowód na to, iż dana osoba nie tylko pisała donosy, ale także, iż mogły one komuś zaszkodzić.
Sporządzenie charakterystyki (zwłaszcza psychologicznej) mogło – co potwierdzają liczne, konkretne dokumenty z IPN – być śmiertelnie niebezpieczne dla osoby, której ona dotyczyła. Swego czasu jeden z najcenniejszych kontaktów operacyjnych SB w USA, Wojciech Wierzewski (późniejsza prawa ręka trzech kolejnych prezesów Kongresu Polonii Amerykańskiej) miał za zadanie m.in. sporządzanie takich charakterystyk amerykańskich studentów, których werbowały do pracy CIA i FBI. W ten sposób zarówno SB jak i KGB posiadała materiały, które znacznie ułatwiały rozpracowywanie i werbowanie agentów amerykańskich. Donosy Wierzewskiego stwarzały więc poważne zagrożenie dla osób, na które on donosił (szczegółowo piszę o tym w swej najnowszej książce „Polonijni agenci Służby Bezpieczeństwa).
Po czwarte zaś, musimy udowodnić, iż TW SB odnosił wymierne korzyści ze współpracy z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Ambasador Przyłębski sam przyznaje, iż – być może (sic!) podpisał zobowiązanie, gdyż w przeciwnym wypadku nie mógłby wyjechać na Zachód. Tak więc podróż za granicę była konkretną korzyścią, jaką odniósł późniejszy dyplomata RP.
Należy w tym miejscu zauważyć, iż wyjątkowo żenujące są próby matactwa Przyłębskiego. Najpierw zasłaniał się brakiem pamięci, a gdy jego zobowiązanie do współpracy zostało już opublikowane, przyznał, że nie można wykluczyć, iż coś podpisał. Najpierw wypierał się, iż pisał donosy, a po ich ujawnieniu przyznał, że owszem donosił, ale tylko na kuzyna, który mieszkał za granicą. Właśnie tego typu donosy mogły stanowić bardzo poważne zagrożenie dla tegoż kuzyna. SB zazwyczaj domagała się sporządzania charakterystyk psychologicznych (zwłaszcza osób mieszkających na Zachodzie), by móc je później werbować.
Dyplomacja RP była i jest naszpikowana ludźmi, którzy nie powinni reprezentować Polski
Swego czasu konsulem generalnym w Chicago został były wójt z południowej Polski, gdyż akurat wówczas należał do obozu politycznego, który wygrał wybory i rozdawał stanowiska. Parę lat później szefem konsulatu RP w Vancouver został człowiek, który już pierwszego dnia pobytu na kanadyjskiej ziemi spowodował wypadek samochodowy w stanie nietrzeźwym, a następnie uciekł z miejsca tegoż wypadku.
Dopiero przy okazji katastrofy smoleńskiej wyszło na jaw, iż minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski wysłał na placówkę dyplomatyczną RP w Moskwie Tomasza Turowskiego, b. agenta komunistycznego, który działał w Watykanie. Nie można wykluczyć, iż właśnie jego donosy mogły zostać przekazane przez PRL do KGB, a ten wykorzystał te informacje przy organizacji zamachu na papieża Jana Pawła II. Turowski był obecny na lotnisku pod Smoleńskiem w czasie katastrofy.
Od lewej: Bronisław Komorowski, Tomasz Turowski, Wojciech Jaruzelski, fot. R.Kowalewski, Agencja Gazeta.
Podczas moich niedawnych wykładów w USA poświęconych polonijnym kapusiom SB, dość często Polonia wyrażała swe zastrzeżenia do osób, pełniących funkcje konsulów honorowych RP w Ameryce.
Warto zwrócić uwagę na to, iż Andrzej Przyłębski także w przeszłości pracował w dyplomacji RP, a więc powinien już wówczas zostać gruntownie sprawdzony. W latach 1996 – 2001 był attaché ds. kultury i nauki w ambasadzie RP w Berlinie. Ciekawostką być może, iż jego żona Julia Przyłębska, która jest dzisiaj Prezesem Trybunału Konstytucyjnego, przez 10 lat także pracowała w polskich placówkach dyplomatycznych w Niemczech, dziwnym zbiegiem okoliczności – podobnie jak mąż – w Berlinie, gdzie była radcą ambasady. Była również odpowiedzialna za współpracę Rzecznika Interesu Publicznego z Urzędem ds. akt Stasi.
Julia i Andrzej Przyłębski, fot. berlin.msz.gov.pl
Czy leci z nami pilot?
Wszystko wskazuje na to, iż b. minister spraw wewnętrznych wiedział, co mówi, gdy wyraził swe wątpliwości co do sprawności aparatu państwa polskiego.
10 grudnia 2007 prezydent Lech Kaczyński uhonorował ostatniego dyrektora sekcji polskiej Radia Wolna Europa, Piotra Mroczyka jednym z najwyższych odznaczeń RP – Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za „wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, za zaangażowanie w walkę o wolność słowa i wolne media”. Nieco później udowodniłem na podstawie dokumentów z IPN, iż Mroczyk był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „69”.
21 września 2009 roku dziennikarz polonijny Andrzej Jarmakowski „za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, za osiągnięcia w podejmowanej z pożytkiem dla kraju pracy zawodowej i społecznej” odznaczony został także przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W roku 1989 spotykając się potajemnie z rezydentami komunistycznej Słuzby Bezpieczeństwa z konsulatu PRL w Chicago przekazywał im szkodliwe dla Polski i Polonii informacje, a na prowadzonym obecnie przez niego portalu ukazują się np. tego typu słowa: „…Yaro w Smoleńsku zamordował własnego brata Lecha…”.
Jest rzeczą oczywistą, iż śp. Lech Kaczyński jako prezydent RP nie mógł o tym wszystkim wiedzieć, ale zatrudniał on przecież w swej kancelarii kilkuset ludzi, którzy (gdyby tylko wykazali trochę zaangażowania) z łatwością byliby w stanie sprawdzić, kogo chce odznaczyć Prezydent RP. Nie zrobili tego jednak, podobnie jak później na wysokości zadania nie stanęło BOR czy też służby specjalne i IPN. Na marginesie warto zaznaczyć, iż stowarzyszenie Oburzeni już kilka miesięcy temu skierowało do prezydenta Andrzeja Dudy wniosek o pozbawienie w/w odznaczeń. Do dnia dzisiejszego prezydent nie odpowiedział.
Jeśli państwo polskie jest tak bezbronne w sprawach drugo- czy trzeciorzędnych, nie możemy mieć niestety nadziei, iż jest ono w stanie skutecznie dbać o nasze bezpieczeństwo w sprawach najważniejszych.
Marek Ciesielczyk
Autor jest dr politologii Uniwersytetu w Monachium, był profesorem sowietologii na University of Illinois w Chicago i pracownikiem naukowym w Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart w Bonn, jest autorem pierwszej w języku polskim książki nt KGB. Ostatnia jego książka to „Polonijni agenci Służby Bezpieczeństwa.
dr Marek Ciesielczyk w czasie jednego z wykładów w USA